poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział VII

Wróciłaaaaam

      Nie wiem co się ze mną dzieje. Przecież Peeta nic złego nie zrobił, ale szlag mnie trafia, kiedy pomyślę o Gale'u i Delly. Przecież oni... Ale... Dobra. Koniec. Zachowuję się jak rozkapryszona nastolatka. Wybrałam Peetę. A poza tym na Gale'a już za późno. Pomimo wszystko to boli. Jak wrócimy do domu to przeproszę Peetę i wszystko sobie wyjaśnimy.
    - Dzień dobry, panie Haymitch!
Zamiast pójść przeprosić Peetę poszłam po radę do Haymitcha. Co jest ze mną nie tak?
- Musimy porozmawiać.
- Ja wiem. Zachowałam się okropnie, za chwilę idę przeprosić Peetę.
- Katniss, to nie ma żadnego związku.
- To o co chodzi?
- Wznawiają Igrzyska. Nie wiem kto wpadł na ten chory pomysł, ale ogłosili już to w telewizji. Ty i Peeta będziecie mentorami.
- Słucham? To jest niemożliwe. Haymitch, to są na pewno jakieś żarty.
- Nie, Katniss. Mówię poważnie.
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Wszystko miało się zmienić. Miało być cudownie.
W jednej chwili wybiegam na podwórko i pędzę do Peety.
- Słyszałeś?
- Tak. I co teraz zrobimy? Chyba już nam się nie uda ujść płazem.
- Peeta, ale ja nie chcę patrzeć jak dzieciaki umierają.
- Wiem, Katniss, wiem. Poradzimy sobie.
- Mam nadzieję. A poza tym to...
- Wiem. - Peeta od razu wie o co chodzi. Uśmiecha się w stylu "jest okej".
- Dziękuję.
   Muszę się jak najszybciej dowiedzieć o co chodzi; kto to wymyślił i dlaczego.
Nie tak dawno sama przeżywałam te męki. Musiałam zabijać ludzi, a potem każdej nocy ich widzieć w koszmarach...



Krótki, ale można powiedzieć, że to prolog następnej części :)